czwartek, 24 listopada 2011

Kamyk zielony, początek

...tego typu etapy przechodzi rowniez kazdy czlowiek w sytuacji jakiekolwiek utraty 
np. utraty pracy, majatku, wartosci, ukochanej osoby.
Zaprzeczanie i izolacja, Gniew, Targowanie sie, Depresja, Pogodzenie sie, akceptacja... 
- z podrecznika psychologii dla studentow pierwszego roku.
-------------------------------
Ksiezniczka z tym swym cudownym usmiechiem zapytala mnie:"Pewnie lubisz przeklinac?
Bo ja - czasami - uwielbiam!" - dodala zadowolona i nagle zrobila sie cala czerowna ze wstydu.
================================

Piotrek zaplakal i poprosil: "kurwa, nalej mi jeszcze, Pawelku"
Nalalem, puknelismy sie, jak zawsze brawurowo wykrzyknelismy "No to chlup!" i wypilismy.
Odstawilem z hukiem kieliszek na biurko.
kieliszek byl nie byle jaki pijacki, ale gustowny ze starannie narysowanymi literkami "HWDP" po bokach.
Piotrek, kiedys moj sasiad i dobry kolega ze szkoly, a obecnie - oficer Komendy Rejonowaej Policji, z komisariatu na Wilczej
juz niecierpliwie lewa reka wyciagal do mnie kieliszek po nastepna wodka, 
a prawej - nieudolnie grzebal w spodniach usilujac sikac do umywalki.

Urzedowalismy od paru godzin, Piotrek konczyl wlasnie dlugi weekendowy duzur. 
bylismy po drugiej butelce krupnika. 
powoli robilo sie jakos co raz bardziej przytulnie.
magiczny napoj sprawial iz caly ten gabinet oficera komendy stolecznej policji 
 nie wydawal sie juz tak ochydnym jak normalnie.

Piotrek byl starym sprawdzonym partnerem do besiadowania, dobrze czujacym kiedy trza gadac,
a kiedy - sluchac, co w besiadowaniu jest wymaganiem wysoce stosownym a wrecz - niezbednym.
po drugiej butelce krupnika zycie moje zaczynalo sie wydawac nawet jako tako w miare znosnym.
Piotrek za bardzo powodow do narzekan nie mial, no bo dostal niedawno sluzbowe mieszkanko na Ursynowie,
mial stabilna pensje policjanta, okreslone godziny pracy a za kilka lat - wczesciejsza emeryture.
ale a i tak narzekal. nie o to przeciez chodzilo ze mial zle, no bo nie mial, poprostu moj kochany przyjaciel mial typowo
polskie usposobienie do zycia, a mianowicie - kochal narzekac na wszystko podobnie jak 38 milionow rodakow.

Najbardziej Narzekal Piotrek nie wiedziec czemu na Pani prezydentowa miasta stolecznego Warszawy, 
portret ktorej wisial tuz przed jego biurkiem. Nie wiem czemu wybral wlasnie ja ulubionym obiektem 
swych narzekan, ale w ten oto sposob utworzyla sie minzy nimi jakas dziwna wiez.

zwykle po kilku kieliszkach podchodzil do portretu pani prezydentowej, bardzo zabawnie usilowal stac 
na bacznosc i emocjonalnie wykrzykiwal wytykajac jej palcem prosto w nos:
" w imeniu sluzb mundurowych miasta stolecznego Warszawa - chuj ci w dupe, staro ruro!"

Pani Waltzowa serdecznie sie usmiechala z portretu, patrzac na palec Piotrka.
Palec faktycznie byl smieszny, wyjatkowo krzywy, maly, z ogromnym zoltym od nikotyny paznokciem i fioletowymi kropeczkami.

Wypilismy jeszcze.
Piotrek znowu goraco przemowil -"Pawka, mordo, dlaczego tak wlasnie jest? 
caly ten jebany kapitalizm? takie pierdolone wyzyskiwanie czlowieka przez innego czlowieka? 
Prezciez Pan Bog nas wszystkich stworzyl rownymi i rzekomo wszystkich nas kocha tak samo? 
a tak naprawde nie jestesmy rozni?
po co cala ta pojebana haruwa po kilkanascie godzin dziennie?
o co w tym wszystkim chodzi?
i wszystko to takie jakies kurwa bezsensowne i niewiadomo po co to jest? 
cala ta kurwa jebana nasza rzeczywistosc?
Przeciez to jest jakies kurwa kompletnie pojebane na amen? 
Przeciez kurwa nie o to kurwa chodzi, no nie?"

Nie za bardzo wiedzialm co mam odpowiedziec.
ze a i tak wszyscy umzemy, jak mowila moja babcia?
ze niby o to chodzi?
zeby sie nie przejmowal?
ale on tak naprawde tym sie nie przejmowal.
Piotrek taki wlasnie byl jeszce w szkole, od tej pory nic a nic sie nie zmienil, przesadne adhd, w goracej wodzie kapany
fajny gosc, z zamilowaniem do dziwek i glosnych bezsensownych awantur. Nie byl grozny ani szkodliwy, tylko poprostu 
lubil sobie kozackie rozruby i zadymy i tyle. Kochalem go takim wlasnie jakim jest.

Nalalem do kieliszkow kolejke. wypilismy. Piotrek z hukiem wyprostpowal sie, wstanal i krzyczal  
malozrozumiale pogrozki wznoszac piesci do sufitu. 

Sufit byl brudny i jedynym obiektem pogrozek mogla byc tylko mucha, co sie beznadziejnie 
zaplatala w pajoczyne podlego podsteponego pajaka.

z glosniku starego odtwarzacza cd lecialo - "Wsiadz do pociagu byle jakiego, Nie dbac o bagaz, nie dbac o bilet"

Piotrek skomentowal piekna oldskulowa klasyke tekstem:"jakie to zajebiste jest, cale flaki ze mnie wypruwa ...
ta jebana stara rura, ma porszaka ... kochanka ze 20 lat mlodszego, a jak kurwa zajebiscie spiewa... chuj... 
czujesz to? czujesz blusa, stary druhu? cale flaki, mowie ci... ale ... 
po chuj to wszystko?" - wrocil do tematu klasycznym pytaniem rytorycznym.
Koleczko sie zamkelo.
Pytanie bylo wysoce stosowne dobre i madre, wiec wypilismy raz jeszcze.

Piotrek nagle zrobil sie jakis dziwny, zobaczylem w jego oczach wcale niepodobny do niego zal smutek i refleksje.
"po chuj? po chuj to wszystko?" - echem powtorzylem pytanie automatycznie nalewajac kolejna kolejke.
Dobrze wiedzialem o co mu chodzi i o pytanie i odpowiedz.

Pytanie zreszta wcale nie bylo takie glupie, a powtorzone kilkokrotnie nabieralo nawet jakgdyby imponujacej glebi.
"Kurwa mac, dobrze jest, nie pieprz, przyjacielu"- na wszelki wypadek wyglosilem dyzurna odpowiedz.
"a piosenka ta sie nazywa remedium. co sie kojarzy z medium i immediatly, czyli pilnie, natychmiast"
Piotrek slusznie zrozumial haslo immediately i z niecierpliwoscia podstawil pusty kieliszek.
wypilismy. 

Piotrek spytal:"co tam u ciebie, stary druchu?"

"Jestem kruchy, Piotrek" - zaczelem ja, nie za bardzo wiedzac o czym chce gadac do ukochanego przyjaciela.
jakby to zgrabnniej wytlumaczyc mu o co mi chodzi?

"Jestem kurwa, tak Kruchy, Piotrek, jak jebana chinska porcelana. 
Widziales kiedys dobra chinska porcelane??"
Piotrek chaotycznie machal glowa na prozno usilujac przypalajac papierosa. 

"Dobra chinska porcelana jest tak zajebiscie cienka, jak kartka papieru"
Wyciagnelem ze stosu makulatury z jego biura pierwsza lepsza kartke, zeby zrozumial jak kruchy jestem. 

Na kartce krzywymi literami bylo napisane: "oskarzony dotkliwie pobil zone i tesciowa, 
ale do winy sie nie przyznaje! co robic, Panie poruczniku?  nie mamy zeznan swiadkow"
zrobilo sie cicho. 
Tylko Maryla pracowicie wyliczala - "Uciec pociagiem od przyjaciol, Wrogow, rachunkow, telefonow"

Nagle Piotrek jak gdyby oburzyl sie:" co to kurrrwa za pieprzenie?
Jak mozna uciec pociegem od rachunkow? przeciez oni maja jebany dzial windykacji?
te skurwelie, oni teraz wszedzie maja swoich ludzi, mam tam kurwa kupli w dziale ochrony"

Lzy ciekly po jego twarzy, jakgdyby fakt istnienia dzialu windykacji byl dla niego osobiscie czyms dotliwie przykrym.
"Pawelku, kurwa, oni maja wszedzie swoich ludzi, nie mozna od nich uciec, chuj, te skurwysyny maja nas w garsci, 
stary, nie ma ucieczki, rozumiesz to?"

Odpowiedzialem: "ale Piotrek, przeciez teoretycznie moznaby wsiasc do pociagu minznarodowego? 
Niby tam w delegacje gdzies pod zachodnia granice, 
jakies tam dajmy na to pojebane wyklady do jakiegos tam na przyklad Sczecina i tam myk - 30 km do Brelina -
i jebana Lufthanza na Bachamy czy tez inne pierdolone Karaiby.
kaska na konto, fajne dupy przynosza drynki parasolki, caly ten przepiekny ocean, 
a co wieczor - czarna dupqa ci robi zarombisty masaz ze szczesliwym zakonczeniem w bungalo.
przeciez moznaby wtedy myknac z kasa za granice, no nie?"

Piotrek przylozyl smieszny palec do wilgotnych ust i smiesznie zasyczal:"szzzzzzz..."
I pokazal palcem w sufit. 
sufit dalej byl brudny a w pajaczynie zlapana mucha wlanie przestawala walczyc . 
Poddawala sie. 
Poczulem lekka zazdrosc co do muchy za madrosc z jaka rozwiazala problem z niedobrym pajakiem.
Tez mialem ochote sie poddac, mialem troche juz tej pieprzonej pajaczyny dosyc.

Piotrek znowu zaczal marotac.
Pawka, kurwa, jaki kurwa pociag? 
jakim to kurwa cudem, pociagiem mozna uciec od dzialu windykacji i telefonow?
co ta Marylka piepszy?
wiesz, ze wszyscy jestesmy teraz na pierdolonym podsluchu? 
mam tam kurwa mnostwo kumpli, wiem o czym mowie.

Piotrek wlasciwie byl juz tak narabany, ze postanowilem zrobic mu kawki.
dobrze jest, stary, powtarzalem mu troskliwie i poklepywalem go po ramieniu.

dobrze jest, wlanie przed tgym - nie bylo , ale teraz - juz jest, czuje to, a ty Piotrze? 
czujesz ze jest git?
Piotrek siedzial odwrocony i nachylony, nic nie odpowiadal. 
podszedlem do na niego, Spojazalem w twarz. Moj stary wariat rozrabiaka cicho plakal.

"zalatwili nas, stary, zalatwili nas bez mydla, te jebane skurwysyny, kuuurwa, dlaczegooo?" - nagle zaczel wyc Piotrek.

ale o czym ty gadasz stary? 
Nalej mi jeszcze. 
Nie, nie az tyle ... jeszcze ... starczy...
wypilismy.
Siedzielismy cicho.
Smieszne awanturnitswo Piotrka i glupie zarty nagle sie skonczyly.

caly czas nastawialem ta dziwna piosenke znowu i znowu, od samego poczatku.
bylo w niej wlasnie cos bardzo pasujacego do naszej rozmowy.
znowu i znowu Marylka wyla to swoje "swiatem zaczela rzadzic jesien"

"Wiesz co sie z toba dzieje?" - zapytal moj stary przyjeciel goraco. 
"To wszystko pewnie masz przez ten jebany kryzys wieku sredniego. "
"Nie , stary, nie o to chodzi, przysiegam..."
=============

środa, 24 listopada 2010

Kamyk zielony - zakonczenie

...Piotrek byl zabawny w swojej prostocie, ale trza przyznac, tez logiczny do bolu.

Pryztulilem oficera komendy rejonowaej, kompletnie pijanego przyglupa i starego druha thebestiaka.
Wypilismy magiczny eliksir.
Mamrotal cos goroco. 
przystawilem ucho do jego smierdacych krupnikiem ust... probowalem zrpozumiec, o co mu chodzi...

mamrotal cos bez ladu bez skladu:
Kurwa, wiesz, moj stary zrobil sobie operacje, cholerny zabieg, wyciel sobie w chuj stare zyliaki 
co mu tak brzydko wystawaly, pytam sie go, stary, ze niby co? 
i w ogole o co kurwa chodzi? po chuj ci to bylo? 
a on mi na to, wiesz synu, niedlugo juz CZAS ISC do Swiatego Piotra, 
chcialbym na ladnych nozkach pojsc... kurwa ... stary ... 
to takie smutne jest, no nie? normalnie mnie zatkalo.

Pusc raz jeszcze ta glupia piosenke, prosze, stary?
Piotrek wcisnal guzik, wypilismy jeszcze po jednym i zaczelismy po raz kolejny 
spiewac razem:"Sciskajac w reku kamyk zielony, Patrzec jak wszystko zostaje w tyle" 

Piotrek nieprzyzwoicie krecil tylkiem przed Waltzowej pokazujac jak gleboko ma on w powazaniu cale to kurestwo.
Nagle zapytal mnie goraco, Pawka, czy rozumiesz o czym jest ta piosenka?
Czy czujesz to? o co ci chodzi stary, zapytalem Piotrka.

Stary wiesz, czuje sie tym kamykiem, co ktos sciska w reku, kto ucieka od tego pieprzonego 
dzialu windykacji pociagiem za granice. czy to czujesz, stary? 
poczuj sie kurwa tym kamykiem, Pawka, przecie to oczewiste jest, kurwa.
Czujesz sie tym kamykiem czy tez nie?

Czuje to, Piotrek, kurwa, chyba to czuje, jestem okraglym zielonym kamykiem.
Jestesmy pieprzonymi zielonymi kamykami starej pindy Maryli, KTORA SPIEWA O UCIEKAJACYM 
 zarombistym gosciu, co oszukal Urzad skarbowy, pare bankow a teraz ucieka i ma wszystko w tyle. 

ale dlaczego, Piotrek? Kogo on oszukal i dlaczego?
Kurwa, pawka, nalej mi jeszcze, naprawde tego nie rozumiesz?
Gosc normalnie wziel kredyt, rombnal bank i potem uciek na pierdolone Karaiby i siedzial tam przez pare lat.
Gdzies gdzie jest cieplo i kolorowo, wiesz?
czarne dupy  podawali mu drynka parasolke i robili masaz.
Normalka, a gdzie niby mial uciekac?
mial wszystko w tyle, slyszysz ten tekst?

ucieka i chuj. 
nie wazne dlaczego ucieka. 
wazne ze wszystkich zostawia w tyle.
ale pawka , przecie maryla spiewa - wszystko zastawia w tyle?
piotrek, kurwa, nie o to chodzi, wszystkich zostawia w tyle i chuj.

Jedzie do cieplego kolorowego kraju gdzie sa fajne zarombiste laski i nie ma tego jebanego wyzysku.
gdzies gdzie mozna sobie dozyc pare lat i zyc godnie, wiesz?
wiesz stary, co to znaczy, zyc godnie?
ale ... ale teraz - nadszedl jego czas.
starczy tego dobrego.
Czas odejsc od stolu.
z godnoscia.

zamknij oczy stary, czekaj, nalej mi jeszcze, ... nie ... wiecej... tyle...
chlup... i tera... zamknij oczy, stary, poczuj blusa kochany, Pawelku, widzisz to?

Nagle zobaczylem. 
to bylo tak zarombiscie wyraziste jak fotka puszczalskiej Ester na portalu randkowym.
to bylo tak wyraziste ze az sie zdziwilem ze nie widzialem tego wczesniej.
od samego poczatku wlasnie o to chodzilo, o Matko.
o calosc. 
chodzilo poprostu o calosc, nie o zadne tam pierdolone szczegoly.
Grzebalem w szczegolach, ale nie widzialem calosci.
nie o ten maly kamyczek, nie o gruba pinde Maryle z porszakiem i mlodym kochankiem, 
calosc, patrzylem na nia, ale jej nie rozumialem o co wlasciwie chodzi.

Byla wlasciwie jesien.
Taka pozna dojrzala jesien, jak kobieta po 40-ce.
I byl piekny park.
po lewej - bylo ostra paleta zolci.
po prawej - czerwien.
a posrodku - byla sciezka, nie jakastam ladna zabrukowana allejka czy tez cos innego tylko zwyczajna ledwie zauwazalna sciezka.
Po niej, lekko pod gore - szedl sobie gosc. 
Byl opalony, spokojny i piekny. 
Mial wprawione zyliaki na nogach.
Rozgladal si po stronach z zainteresowaniem.
Widac ze szedl juz dlugo, ale nie byl jakos tak zmeczony.
na glowie mial kapelusz , a w reku - trzymal maly kamyk.
poczulem nagle, ze to ja wlasnie - bylem tym malym kamyczkiem w dloni goscia ktory szedl sciezka.
Prosto - do Swietego Piotra.
i jednoczesnie bylem samym gosciem.
Rombnal bank, wzial kredyt, cos tam do niego miala skarbowka, dzial windykacji i jacys metne kolesi z Wolomina.
Olal wszystkich, zostawil wszystko i sobie wyruszyl w podroz. 
Ostatnia, ta najwazniejsza.
koles byl naprawde mocny, mocny i twardy. 
Gosc mogl sobie pozwolic miec wszystkich w tylku, zgodnie z powiedzeniem o wyborze minzy twardej dupie i miekim sercu.
Koles mial wspaniale dobre serce i cholernie twarde dupsko.

myknal sobie ze Szczecina przez Berlin lufthanza na zarombiste Karaiby i sie byczyl przez pare lat.
ale teraz - nadszedl jego czas.
i Gosc szedl sobie przez ten park prosto do bramy Nieba.

Kamyk byl symbolem wszystkiego co zostawial tu na ziemi, wszystkich tych niezalatwionych sprawach, 
nieruchomosciach, ladnych kobietach, drogich brykach, kredytach, obietnic i marzen.
Wszystko to zostalo daleko w tyle, w tle, dziwne miasto z Wisla posrodku, wysysajace ze swych mieszkancow ostatnie soki, 
caly ten wyscig szczorow, pociag, kiczowata gruba niezgrabnie podskakujaca Marylka, 
cale te rzekomo wazne i pilne sprawy dnia codziennego.
Koles mial to wszystko w tyle, on wiedzial swoje, nadszedl ten czas.
"W taka podroz chce wyruszyc, Gdy podly nastroj i pogoda" - wylismy z Piotrkiem,
 przerazeni tym ze zrozumielismy nagle.

Podly nastroj i pogoda - to bylo tak zarombiscie trafne , tak jednoznaczne okreslenie wszystkiego,
 co sie dzieje wokol i w srodku nas samych, ze az zaczelem plakac.
Piotrek tez ryczal.
"Zostawic lozko, ciebie, szafe, Niczego mi nie bedzie szkoda." wyla MARYLKA.

Wlasnie o to w tym chodzilo, w calej tej zabawie. 
Zostawic te jebane meble i inne gowno czarnym dupom z Karaibow i cala reszte kasy i bungalo i ladne ubranko, wszystko jak lecie.
zostawic i wyruszyc w ostatnia podroz.
z prochu powstales i w proch sie obrucisz. 

Chuj tam z szafa i lozkiem, kamyk spiewa sobie w dloni,
po chuj komu szafa jak trzyma go w dloni gosc co idzie do Swietego Piotra.
Zaraz bedzie brama, JUZ BLIZKO. 

Facet wlasciwie juz dotarl do mety.
otworzyl dlon, po raz ostatni obejrzal piekny okragly zielony kamyk, powiedzial haslo "Forma - ponad wszystko", 
wiele lat temu uslyszane przez profesora na akademii 
i poscil kamyk.

Przed brame wyszedl Święty Piotr. 
Był naprawde piękny.
Pryzwitalem sie.
Nie musialem nic tlumaczyc, widzialem, ze wie o co mi chodzi.
Tez mial empatie, jak ja :)
Serdecznie mnie przewital.
"Czesc Pawka, czekam na Ciebie. Dlugo cie nie bylo. Pewnie znowu byles na basenie? Chodz, zaparze Ci herbaty" 
Uradowany wstapilem do srodka.

wtorek, 25 listopada 2008

epilog

Pani profesor skonczyła przegladać historie chorób i jak co wieczór - starannie włożyła je do schowka. Czas byl - niespiesznie zbierac sie do domu. Zostawała jedna tylko mała sprawa, która podświadomie odkładała przez cały dzień. Ale dalej - odkładać już nie wypadało, trzeba było wreszcie to załatwić.

Otworzyła żółtą szafke z grubymi folderami, kartami nieuleczalnie chorych.
J, litera J...

Jakubowska, posłanka, nie żyje
Jasiński Piotr, porucznik policji, komisariat na Wilczej
Jaromenka Paweł, komputerowiec.
 to ten...
W pracy każdego lekarza następują niestety momenty, kiedy trzeba  podjąć trudną decyzje.
Aut vincere, aut mori.

Profesor z teczką pod pachą cichutko wstąpiła do pokoju 43 i usiadła przy stoliku za zasłonką. Jak co wieczór, chory cwiczył z pielęgniarka.

Sedział w napięciu przed lustrem, ze spoconym czołem, na twarzy miał staranny okropny sztuczny uśmiech i potwornie smutne oczy. Do głowy miał przypięte elektrody, przewody których prowadziły prosto do urządzenia z duża gałką regulacji prądu przed pielegniarką.

Wyrażnie, przesadnie powoli jak niedorozwinięte dziecko głośno czytał zdania.
"Jestem przebojowy!
Nie jestem zgaszony!
Jestem pewny siebie!
Nie mam kompleksu nizszości!"

Po każdym zdaniu lekko kręcil głową, jak gdyby z lekkim niedowierzaniem, od czego kolorowe elektrody ruszały wraz z głową i odbiały się zabawnymi wiesołymi kolorami w lustrze, niczym bombki na świątecznej choince.

"Czytaj teraz nastepną kartke" - powiedziała pielęgniarka i podkręciła regulator napięcia.
Usmiech na twarzy chorego zrobił się jeszcze szerszy i jescze bardziej sztuczny.

Wzieł nastepna kartke i czytał dalej.
"Pryzjechałem z Amsterdamu! Jestem Panem życia!
Jesteś frajerem! Dostaniesz w ryj!
Umiem się ustawić w pozycji partnerskie! 
Jestem abstrakcyjny!"

"atrakcyjny, kurwa, nie abstrakcyjny, ileż można to samo poprawiać, w kółko to samo, co za przygłup, O mój Boże!" - zmęczonym głosem odetchneła pielegniarka i delikatnie jeszcze troche podkręciła regulator na urządzeniu przed sobą.

Usmiech na twarzy chorego zamienił się w jakomś przerażającą grymase bólu, całe czoło było zalane potem, cera zrobiła się biała jak pergament. Chory płakał.

Pani profesor ze smutkiem po raz ostatni zerkneła na diagnoze.
"Excisio probabiliter radicalis. Przerażająco zgaszony i zdolowany.
imminens - chorobliwy brak przebojowośći i atrakcyjnośći.
Suspicio- niepewność siebie, kompleks nizszości, lęk wobec ładnych kobiet,
congenita - kompleks emigranta z biednego kraju, dusza - obsoleta"

Odbyte leczenie " kurs farmokologiczny, grupowe terapie z psychoterapetem, indywidualne terapie z psychologiem, hipnoza, podwójny kurs elektrowstrząsu"  Podsumowanie - stan chorego się nie poprawił.

Niżej, małymi literkami - opinja eksperta NFZ: "Fundusz zdrowia z przykrością odmawia dalszego opłacenia leczenia. Niestety nie mamy możliwości dalej opłacać nieudolne kosztowne próby kuracji chorego. Emigrant w w zaawansowanym wieku bez jesno okreslonego zawodu i rodziny nie jest kimś, kogo powinniśmy ratować każdym kosztem, mam sporo własnych obywateli "

Zostawała właściwie mała formalność. Profesor zaznaczyła ptaszkiem pole - "uśpić" i postawila parafke.
Zawołała ostrożnie z za zasłonki pielęgniarke, wręczyła formularz i poszła zakładać ciepłe zimowe buty.
w domu czekal głodny rozrabiaka kot i  przykre rachunki od banku.

Pilęgniarka wzieła formularz, powoli ruszajć ustami przeczytała. Następępnie wzieła strykawke i napełniła magicznym środkiem dla usypiania bez bólu. Wypuściła cienka smieszną fontane do góry, popukała strzykawke paznokciem. Paznokieć był smieszny, zbyt duży i żołty od nikotyny, a wokól - mnóstwo fioletowych kropeczek.

Chory gapił się w lustro i  mamrotał cicho swoje:  "Jestem złamanym chujem, kurrrwa, dostaniesz w ryj, jesteś frajerem" Pielegniarka przymierzała się ze strzykawką do zastrzyku. Usmiechnął się  służalczo, następnie  podal ręke, przesunął rękaw koszuli do ramienia w góre.

Nagle zapytał płaczliwym głosem:" Kiedy przyjdzie Pani doktór? Gdzie jest Pani doktór? Chce moją Pani doktór!" I nagle dodał coś w obcym języku, jakgdyby przekazywał niewiadomo komu ważna wiadomość.
"Alius est Amor, alius Cupido". Płakał i drgał się w konwulsjach prawie bez dzwięku.

Pielegniarka zrobiła zastrzyk. Paweł przestał mamrotać. Głowa przesuneła sie do tyłu. Patrzył w skupieniu na sufit. Sufit był przerażająco brudny. W kącie - złapana w pajączyne podstepnego pająka - powoli poddawała się mucha. Uśmiechał się swojsko, patrząc na nią.

z głośnika szpitalnego radyjka przesadnie uprzejmy głos serdecznie ogłosił: "a teraz, mili Państwo, zapraszamy odsłuchać stare dobre przeboje które z pewnością w każdym z nas obudzą jak że wiele ciepłych wspomnień. Tym razem - proponuje zacznąć od piosenki Remedium, w wykonaniu Maryli Rodowicz"

p.s.

Zwróciłem się do Świętego Piotra:  "Niesamowićie dobrze się tu czuje, właściwie to nigdzy i nigdzie nie było mi tak dobrze... gdzie ja wlasciwie jestem, Święty Piotrze?"

spojrzal na mnie ciepło i rzekł:"Jestes gdzies w środku Pani doktor. Jesli być precyzyjnym, gdzieś w okolicach serca"

"Ale jak to?"- zapytałem się przerażony. "Przeciez ... przeciez marzylem, ze ... trafie do nieba?"

Święty Piotr zaśmiał się patrząc na moje zaskoczenie: "Pawełku, czy ty w ogóle nic a nic nie rozumiesz? Przecież tu wlasnie - jest Twoje niebo!"